Ostatnio wpadła mi w ręce ulotka reklamująca kulig. Duży czerwony napis informował, że dla uczestników zabawy przewidziane jest grzane wino oraz kiełbasa w ilości nielimitowanej. Pomyślałem, że jeśli coś ma unicestwić ludzkość, a raczej rozsadzić nas od środka, to właśnie nieograniczona możliwość konsumpcji.
Renesans miał swoje „ad fontes”, my mamy “na zapas kup więcej”. Ostatnio nawet pani na kasie zapytała podejrzliwie czy na pewno chcę kupić tylko dwa masła, bo promocja jest na trzy. Kupiłem trzecie, chociaż nie jestem w stanie przejeść trzech kostek w tygodniu. A może powinienem?
Zastanawiam się dokąd zaprowadzi nas filozofia nielimitowanych ofert i rabatów ilościowych. Póki co, obraliśmy kurs na otyłość i nadprodukcję śmieci, a nad bezpiecznym rejsem czuwają globalne koncerny rozwiewając nasze ewentualne wątpliwości miłymi reklamami. I tylko czasem zabrzęczy gdzieś trzydziestosekundowy filmik „Planuję długie życie”. Na szczęście Ministerstwo Zdrowia nie ma tylu środków na reklamę, zatem częściej myślimy jednak o korzystaniu z promocji niż świadczeń zdrowotnych.
Czy kupowanie ponad własne potrzeby jest nieetyczne? Biorąc pod uwagę, ilość wody, prądu i zasobów naturalnych niezbędnych do produkcji, powiedziałbym że tak. Ale zaraz pojawia się ktoś, kto zapyta retorycznie: A kto bogatemu zabroni? W pełnej wersji pytanie to powinno brzmieć: A kto bogatemu zabroni prowadzić rabunkową gospodarkę zasobami naturalnymi, sprzedawać jej efekty innym bogatym, samemu bogacąc się jeszcze bardziej? Przyszłe pokolenia, przyszłymi pokoleniami, ale wynik finansowy musi zgadzać się tu i teraz.
A może konsumpcja to właśnie ostateczne stadium rozwoju naszego gatunku? Zeszliśmy z drzew, przeszliśmy przez galerie sztuki, by ostatecznie zadomowić się w galeriach handlowych. Tam, na wygodnych fotelach z dostępem do sieci i prądu, obejmujemy nasze plastikowe torby, ściskając pod pachą coś na kształt podręcznego dziedzictwa kulturowego.
🛒